Gdzieś w oddali słyszę
strzał. Dźwięk ogłusza, niosąc się echem pozornie opustoszałymi korytarzami.
Dociera również tutaj, a w odpowiedzi serce podchodzi mi do gardła.
Gwałtownie nabieram powietrza do płuc, podczas gdy nieszczęsny narząd
rozpaczliwie trzepoce się w piersi.
Nie stało
się nic złego. Nie stało się nic złego…
Może jeśli powtórzę
te słowa jeszcze przynajmniej ze sto razy, w końcu uwierzę, że są
prawdziwe.
Mocniej
przywieram plecami do ściany. Palce nerwowo zaciskam na klamce, a dłoń trzęsie
mi się tak bardzo, że zaczynam się obawiać przedwczesnego otwarcia drzwi. Coś
nieprzyjemnie wpija mi się w bok, ale w ciemnościach i tak nie
widzę, co to takiego. To i tak nie ma znaczenia, a przynajmniej mam
taką nadzieję. Schowek i tak jest zdecydowanie zbyt wąski, by znajdował
się w nim ktoś jeszcze prócz mnie.
Dłoń pod
wpływem potu zaczyna ześlizgiwać się z klamki, więc chwytam ją bardziej stanowczo.
Przełykam z trudem, próbując pozbyć się nieprzyjemnej guli w gardle.
Nasłuchuję, ale odgłos strzałów się nie powtarza. Przez dłuższą chwilę nie słyszę
niczego, pomijając swój własny, zdecydowanie zbyt szybki oddech. Próbuję nad sobą
zapanować, ale to okazuje się niemożliwe. Emocje nie pierwszy raz wymykają mi się
spod kontroli, sprawiając, że mam ochotę skulić się gdzieś pod ścianą i przeczekać
gdzieś całe to szaleństwo.
O, tak. W tym
zawsze byłaś dobra, myślę i przez moment mam ochotę histerycznie się
roześmiać. Może chodzi wyłącznie o to miejsce, a może o stres i świadomość,
że tak naprawdę już i tak wszystko przepadło – nie mam pojęcia, to zresztą
i tak najmniejszy problem. Co za różnica kto zawinił, jeśli wszyscy będą
martwi?
Nie mam
pojęcia, gdzie są pozostali. Nie słyszę nikogo ani niczego i to mnie
przeraża. Naiwnie próbuję przekonać samą siebie, że przynajmniej im dopisało
szczęście, ale z jakiegoś powodu w to nie wierzę. A co ze mną? Jakaś egoistyczna część mnie wręcz chce tego, by wciąż gdzieś tutaj byli z mojego
powodu.
Cisza dzwoni
mi w uszach. Poruszając się trochę jak w transie, ostrożnie robię
krok naprzód, po czym w końcu naciskam klamkę. Drzwi skrzypią
przeraźliwie, zdradziecko dając znać, gdzie się znajduję. Bez zastanowienia rzucam
się do biegu, nie dając sobie czasu na dalsze wątpliwości. Już i tak nie
mam wyboru. Jeśli ktoś tutaj jest… Jeśli ktoś mnie usłyszał…
Prawie
potykam się o odłamki czegoś, co kiedyś musiało być pełnowartościowym meblem. Nawet nie próbuję sprawdzać, czy
główne drzwi nadają się do czegokolwiek; musiałabym być naprawdę naiwna, by
próbować wyjść właśnie tędy. Tego jednego na pewno zdążyłam się nauczyć, zresztą
jak i zasady, że oglądanie się za siebie to naprawdę zły pomysł. Ucieczka
na piętro również nie należy do najrozsądniejszych pomysłów, a jednak to
właśnie tam się kieruję, w pośpiechu przeskakując po kilka stopni na raz. W końcu
znam to miejsce. Wiem, co chcę zrobić, chociaż konkretny plan wciąż nie nabrał
kształtów w moim umyśle. Ciało robi co chce, a ja po prostu mu się podporządkowuję,
pewna, że jeśli się zatrzymam, niechybnie zginę.
Mam
wrażenie, że coś porusza się tuż za mną, ale nie mam odwagi się odwrócić. W pośpiechu
dopadam do drzwi na końcu korytarza, otwierając je tak gwałtownie, że po
wpadnięciu do pokoju niemalże ląduję na podłodze. Kroki natychmiast kieruję ku
balkonowi, przez krótką chwilę gotowa przysiąc, że jednak mam szansę i wszystko
się uda.
I właśnie w tym
momencie tuż za plecami słyszę charakterystyczny dźwięk przeładowywanej broni.
Zamieram, choć przecież dobrze wiem, że już bez znaczenia jest to, czy wciąż biegnę,
czy jednak stoję.
– Och,
Amelio…
Hm, dzień dobry? W sumie to prędzej czy później musiało tak się skończyć. Nie wiem czy rozsądnie jest ruszać z czymś nowym przed końcem „Blank Dream”, ale trudno. I tak nigdy nie potrafiłam trzymać tekstu na dysku, a że pomysł praktycznie sam się piszę, to przychodzę do Was z czymś takim.Co mogę powiedzieć? Zapraszam do zapoznania się z zakładkami. Powiedzmy, że zatęskniłam za pierwszą osobą i czymś, co nie będzie od razu trylogią. Mam nadzieję, bo projekt naprawdę nie jest wyjątkowo rozbudowany, przynajmniej na tę chwilę.Z mojej strony to tyle, tak sądzę. Tak więc zostawiam Was z prologiem i do napisania!
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńA więc pierwsza, tak? Nie wiem czy to z tego względu, czy też dlatego, że dawno niczego nie komentowałam, ale czuję się nieco stremowana ;p
Przechodząc do rzeczy... Tylko, kurde, co tu dużo gadać. Jest pięknie. Mrocznie, tajemniczo i po prostu pięknie. Już sama buźka Holland z gifa nadaje tej historii klimatu. Na bieżąco mniej więcej zdawałam Ci relację z moich pierwszych wrażeń odnośnie narracji czy szablonu, ale powtórzę to również tu: Jestem jak zwykle urzeczona. Róż z zielenią nie wydawał mi się dobrym połączeniem... dopóki na takowe nie natrafiłam u Ciebie. O grafice nawet nie wspominam, jak zwykle przeszłaś samą siebie.
Historia na pierwszy rzut oka nie wydaje się zbyt oryginalna (może to dość ostra ocena po krótkim prologu, ale widząc w opisie słowo "krzyk" i widząc Holland w obsadzie mam skojarzenie z moim ukochanym Teen Wolfem, stąd więc ta opinia) ale mam przeczucie, że Ty i tak stworzysz z tego kolejny bestseller. Nie wiedzieć czemu masz dar robienia czegoś z niczego. W końcu, cholera, zaczynałaś od nudnego i smętnego Zmierzchu!
Trzymam kciuki za ten projekt! Mimo wszelkich twoich obaw, na pewno wyjdzie z tego coś dobrego. Szaleństwo w Twoim wydaniu zawsze jest wyjątkowo urzekające :D
Weny i czasu, bo tego z całą pewnością wkrótce zacznie Ci brakować ;)
Klaudia, xo
Hej, hej. ;3
OdpowiedzUsuńWypada mi w końcu nadrobić i liczyć, że blogger nie okaże się be i będę mogła opublikować spokojnie komentarz.
Zaczynając od tego co widać na pierwszy rzut oka - to Ty doskonale wiesz jak bardzo kocham zieleń w tym szablonie. Wciąż jestem nim zachwycona. Jest taki zupełnie inny od tych, które widziałam i jest przepiękny. I mam nadzieję, że sobie tutaj długo powisi, co bym miała na czym oko zawiesić. A, no i sama Holland również zachwyca oczywiście.
Sam prolog jest... tajemniczy i cudowny. Ogólnie pomysł na opowiadanie wydaje mi się być naprawdę fajny i nie mogę się doczekać jak dalej to poprowadzisz, na pewno będę czekać niecierpliwie na pierwszy rozdział. Pomijając moje zaległości na innych blogach, ale to teraz nie ważne. Holland i krzyk to połączenie idealne, choć faktycznie kojarzy się z TW, choć tam przecież jej krzyk robił co innego, to jednak trudno mi teraz pomyśleć o lepszej osobie do odegrania tej roli. Czekam niecierpliwie na dalszą część, a Tobie życzę masy weny. Chociaż patrząc na to, że wrzucasz rozdziały jakby się świat kończył, to tego Ci nie trzeba. ;)
Ściskam mocno,
Gabi. xx
PS - Oby Ci się udało trzymać plany bez trylogii...;)
Co tu dużo gadać - prolog napisany płynnie, atmosfera była w nim wyraźnie napięta. Nie wiadomo, czego się spodziewać, co się stało, kim jest reszta, o której dziewczyna myśli... Zrobiłaś mi nadzieję na coś fajnego, ale z ostateczną opinią wstrzymam się do rozdziału! :)
OdpowiedzUsuńprojekt-noe.blogspot.com
O jakże ja się zdziwiłam, widząc znajomy nick również tutaj. Nie miałam pojęcia, że Projekt Noe jest również na blogspocie. I w sumie mnie to cieszy, bo prędzej czy później na pewno do Ciebie wrócę, bo wciaż mam to opowiadanie w pamięci. :3
UsuńDziękuje za komentarz. Cieszę się, że jakkolwiek Cię zaintrygowałam. Co mi z tego wyjdzie, zobaczymy, więc mam nadzieję, że rozdziałami nie rozczaruję.
Pozdrawiam!
Nessa
Jak tylko zobaczyłam Holland na nagłówku, wiedziałam, że muszę wejść! I się nie zawiodłam :)
OdpowiedzUsuń