czwartek, 2 maja 2019

Rozdział VII

Chciałam wyglądać na zdecydowaną. Chociaż trochę, bo wszystko wydawało mi lepsze od przerażonej miny i bezmyślnego wpatrywania się w drzwi. Mimo wszystko podejrzewałam, że nic mi z tego nie wyszło, a koniec końców pewnie i tak już tylko spoglądałam w przestrzeń, zdolna co najwyżej biernie obserwować osobę, która jako pierwsza przekroczyła próg.
To dziewczyna jako pierwsza przykuła moją uwagę. Była drobna, jasnowłosa i tak urocza, że to wydało mi się wręcz nieprawdopodobne. Gdybym miała zgadywać, dałabym jej co najwyżej piętnaście lat. Uniosłam brwi, uważnie mierząc przybyszkę wzrokiem, zwłaszcza że ta bezceremonialnie ruszyła w moją stronę.
– Nareszcie – stwierdziła, nie kryjąc ulgi. To, że mogłaby się troszczyć, również mnie zaskoczyło. – Wszystko w porządku? Średnio ufam Ryanowi – dodała, a gdzieś od strony drzwi doszło mnie poirytowane prychnięcie.
Ryan przystanął w progu, opierając się o framugę i wyglądając na co najmniej sfrustrowanego. Nasze spojrzenia na krótką chwilę się spotkały, jednak chłopak prawie natychmiast odwrócił wzrok. Po wyrazie jego twarzy trudno było mi cokolwiek stwierdzić, choć tym razem przynajmniej byłam w stanie zebrać myśli. Na pewno czułam się lepiej niż po godzinach błąkania się po lesie, na dodatek w samej tylko koszuli nocnej.
Zaklęłam w duchu, gdy dotarło do mnie, że pod tym względem niewiele się zmieniło. Objęłam się ramionami, nie tyle speszona obecnością obcej dziewczyny, co właśnie Ryana. Nagle też pojęłam, dlaczego w takim popłochu uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Cóż, przynajmniej zakładałam, że chodziło o zwykłą przyzwoitość, chociaż…
– Więc widzisz, że jest cała. Akurat w tym jestem doby – mruknął niemalże urażonym tonem.
– Dobry w czym? – wyrwało mi się.
Jego słowa – czegokolwiek dotyczyły – zabrzmiały dziwnie. Z drugiej strony, może to ja wciąż nie miałam pewności, co działo się wokół mnie, ale…
– Nie przejmuj się nim. – Dziewczyna wywróciła oczami. – Nie wiem czy zauważyłaś, ale ma o sobie lepsze mniemanie niż powinien. Jakby trochę mocy czyniło go kimś wyjątkowym.
– To więcej niż trochę mocy, panno „kwiatki i pszczółki”.
Przez twarz nieznajomej przemknął cień. W tamtej chwili nie wydała mi się aż tak młoda i niewinna jak sądziłam jeszcze chwilę wcześniej.
– Pierdol się – rzuciła przesadnie słodkim tonem. Uniosłam brwi, ale Ryan jedynie uśmiechnął się gorzko, jakby nie zaskoczony sposobem, w jaki z nim rozmawiała. – I przydaj na coś. Przynieś jej jakieś ubranie, co?
– Przyprowadziłem ją tutaj. Nie zamierzam spełniać cudzych zachcianek – obruszył się Ryan. Mimo wszystko wyprostował się, w końcu decydując ruszyć z miejsca. – A tym bardziej nie będę grzebał w twoich ciuchach – dodał niemalże urażonym tonem.
– Połamałabym ci ręce, gdybyś tylko spróbował. Miej trochę wyobraźni, co? – Nieznajoma z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Wygląda, jakby cokolwiek ode mnie mogło na nią pasować? Nie? Więc poszukaj czegoś u siebie.
Spojrzał na nią tak, jakby sądził, że próbowała sobie z niego żartować. Gdy w końcu dotarło do niego, że mówiła poważnie, z westchnieniem wycofał się, jednak decydując wyjść z powrotem na korytarz. Nie miałam pojęcia czy zamierzał usłuchać, czy po prostu poddał się i korzystał z okazji, żeby się ulotnić, ale to wydało mi się najmniej istotne. W zasadzie było mi wszystko jedno, co zamierzał robić, jeśli dzięki temu nie musiałam przysłuchiwać się kłótni tej dwójki.
Szlag, nie miałam pojęcia, co było bardziej niezręczne – to, że rozmawiali tak, jakbym wcale nie stała obok czy może to, że na sobie nadal miałam tylko tę nieszczęsną koszulę.
Usłyszałam westchnienie i to wystarczyło, bym na powrót skoncentrowała się na dziewczynie. Wciąż wyglądała na rozdrażnioną, ale po wyjściu Ryana zdołała się choć trochę rozluźnić.
– Wybacz – zreflektowała się. – Ryan jest po prostu… Ach, nieważne. – Wywróciła oczami. Zaraz po tym przesunęła się bliżej mnie, zachęcająco wyciągając rękę. – Jestem Lettie.
Nie zawahałam się przed odwzajemnieniem uścisku. Może wciąż byłam w szoku, ale prawda była taka, że nie widziałam powodu, by obawiać się tej dziewczyny. Co prawda zasada ograniczonego zaufania sprawdzała się zawsze – a już zwłaszcza wtedy, gdy chwilę wcześniej przyszło mi ganiać się po lesie z obcymi facetami – ale Lettie i Ryan mogliby skrzywdzić mnie już wtedy, gdy byłam nieprzytomna.
– Amelia.
– Amy – stwierdziła z pogodnym uśmiechem. – Podoba mi się.
Nie byłam pewna, kiedy ostatnim razem ktokolwiek próbował skracać moje imię. Poniekąd winę za to ponosiła Berenika, twierdząc, że Amelia sama w sobie brzmiała zbyt dobrze, by ją udziwniać. Zdrobnienia zresztą niosły ze sobą złe wspomnienia, a jednak…
Uśmiechnęłam się blado, próbując odsunąć od siebie myśl o rodzinnym domu. Nie chciałam już na początku zrażać do siebie Lettie, nieważne jak miło by się nie zachowywała.
– Ryana już znasz – odezwała się ponownie dziewczyna, tym samym pozwalając mi uniknąć konieczności szukania jakiejś w miarę sensownej odpowiedzi. – Dziwne żeby nie, skoro cię tu przywiózł. Bardziej dziwi mnie, że gdziekolwiek poszłaś akurat z nim.
– Niekoniecznie… miałam wybór – stwierdziłam wymijającym tonem. Wciąż nie docierało do mnie to, co się wydarzyło. – Wy… Hm, jesteście spokrewnieni? – zapytałam pod wpływem impulsu.
Jasne włosy dały mi do myślenia. To, że trzymali się razem, tym bardziej, choć po krótkiej rozmowie trudno było mi stwierdzić jakie łączyły ich relacje. W Lettie mimo wszystko widziałam bardziej dziecko niż kobietę, zresztą sposób, w jaki wyrażała się o Ryanie sprawiał, że zdecydowanie nie utożsamiałam ich z parą. Chłopak zresztą wydawał się być starszy ode mnie, a wyobrażenie go sobie w związku z tą drobną dziewczyną postawiłoby go w co najmniej nieciekawym świetle.
Nie zaskoczyło mnie to, że w odpowiedzi na moje pytanie, Lettie wybuchła śmiechem.
– Spokrewnieni? Nie strasz mnie! – żachnęła się. – Nie, w żadnym razie.
– Więc dlaczego…?
Ugryzłam się w język, gdy tylko dotarło do mnie, że się zapędziłam. Znałyśmy się zaledwie chwilę – zbyt krótko, bym w ogóle miała prawo wypytywać o szczegóły. Biorąc pod uwagę okoliczności, trzymanie się razem też nie było takie dziwne – pod warunkiem, że zarówno Lettie, jak i Ryan, mieliby problem podobny do mojego.
Jak dziwne byłoby, gdybym wprost zapytała o to, co potrafi?
Zawahałam się, nagle zaniepokojona. Obdarzenie do tej pory było dla mnie tematem tabu – czymś, o czym co prawda wiedziałam, ale nic ponadto. W odciętym od świata klasztorze łatwo było udawać, że pewne kwestie nie miały znaczenia. Uciekłam od problemu i teraz za to płaciłam, ale choć przez ten jeden rok wszystko wydało mi się łatwiejsze. Choć przez moment mogłam udawać, że wszystko było w porządku, a świat z dnia na dzień wcale nie stanął na głowie.
– W porządku – doszedł mnie łagodny głos Lettie. Z westchnieniem opadła na brzeg łóżka, w końcu się rozluźniając. – Ryan po prostu… mnie znalazł. Czegokolwiek bym o nim nie powiedziała, to i tak wiele mu zawdzięczam.
Nie dodała niczego więcej, ale nie próbowałam naciskać. Coś w sposobie, w jaki wypowiedziała te słowa, jasno dało mi do zrozumienia, że nie powinnam, przynajmniej na razie. Może wszystko była zaledwie moim wrażeniem, ale byłam gotowa przysiąc, że krążyliśmy wokół tematu, którego moja rozmówczyni zdecydowanie nie chciała poruszać. Obawiałam się, że rozumiałam to aż za dobrze – i to nie tylko dlatego, że nagle przyszło mi uciekać. Ponad rok temu zdążyłam się przekonać, że każdy miewał takie etapy w życiu, do których niezależnie od wszystkiego wolał nie wracać.
– Ach, tak… – Tylko na tyle było mnie stać. Ciaśniej objęłam się ramionami, nagle zmieszana. – Często tak miewa? W sensie Ryan – dodałam, czując na sobie pytające spojrzenie Lettie. – Nie sądzę, by na co dzień zgarniał przypadkowe osoby z ulicy.
Albo ze środku lasu. Chyba że uratowała mnie koszula nocna.
– Czasami nie jestem pewna – stwierdziła w zamyśleniu dziewczyna. – Z jednej strony… Cóż, sama widziałaś. Dupek jeden – dodała, przy ostatnich słowach podnosząc głos jakby w nadziei na to, że Ryan będzie w stanie ją usłyszeć. – A potem robi coś takiego i sama już nie wiem, co myśleć. Może ta odrobina współczucia jednak leży w jego naturze.
– Chyba nie rozumiem?
Lettie wzruszyła ramionami. Jakby od niechcenia zaczęła nawijać jasny kosmyk włosów na palec.
– No… Obdarzenie, prawda? – powiedziała w końcu. Mimowolnie wzdrygnęłam się, kiedy ujęła sprawę w aż tak bezpośredni sposób. – To, co robi, chyba wymaga odrobiny współczucia… Albo to taki subtelny sygnał od losu, by w końcu nauczył się normalności.
Jedynie się w nią wpatrywałam, wciąż oszołomiona. Nie przywykłam do tego, by ktokolwiek mówił o Obdarzeniu z taką swobodą. Lettie przychodziło to naturalnie, zupełnie jakbyśmy właśnie dyskutowały o pogodzie albo czymś tak przyziemnym jak zawód albo zainteresowania. Dopiero wtedy z całą mocą dotarło do mnie, jak wiele straciłam przez ten rok. Podobno ludzie byli w stanie przywyknąć dosłownie do wszystkiego, jeśli tylko mieli po temu okazję, ale mimo wszystko…
Potrząsnęłam głową. Sama również musiałam usiąść, bez słowa zajmując miejsce u boku wciąż uważnie obserwującej mnie dziewczyny. Ukryłam twarz w dłoniach, energicznie pocierając skronie, choć to nie ewentualny ból głowy był w tym momencie moim największym problemem.
– Amy? – zmartwiła się Lettie. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że w pośpiechu nachyliła się ku mnie. – Hej, wszystko gra? Mam zawołać Ryana? – dodała i to drugie pytanie wystarczyło, by zwrócić moją uwagę.
– Na co mi Ryan? – wymamrotałam, spoglądając na dziewczynę przez rozstawione palce.
– Bo uzdrawia. Myślałam, że ci powiedział – usłyszałam w odpowiedzi.
Wyprostowałam się tak gwałtownie, że z wrażenia omal nie zsunęłam się z łóżka.
– Co robi?!
Mój głos zabrzmiał dziwnie piskliwie, prawie jak skrzek, ale nie potrafiłam się tym przejąć. Rozszerzonymi oczyma wpatrywałam się w Lettie, wciąż biorąc pod uwagę to, że mogłam coś pomieszać.
– Uzdrawia dotykiem – powtórzyła usłużnie dziewczyna, starannie dobierając słowa. – Dlatego uważam, że to do niego nie pasuje… A może to mnie byłoby łatwiej mieć go za egoistę, gdyby robił coś innego – dodała po chwili zastanowienia. – Nie wiem ile tak naprawdę może, ale widziałam przy nim dość, by mu wierzyć. To coś…
Może mówiła coś jeszcze, ale nie słuchałam. Moje myśli wirowały, mieszając się ze sobą i tworząc jeszcze większy mętlik niż do tej pory. To powinno być dla mnie normalne, prawda? Zważywszy na to, co robiłam – czego częścią stałam się tej samej nocy, co i wszyscy inni – powinnam co najwyżej skinąć głową i przyjąć te informacje z równą swobodą, co i sposób, w jaki wypowiadała się Lettie. Kto wie, po tych wszystkich miesiącach może nawet byłabym w stanie stwierdzić czy to, co robił Ryan, jakkolwiek wyróżniało się na tle innych umiejętności. W końcu na pewno istniała hierarchia, a przynajmniej to wydawało mi się logiczne. Niektóre zdolności zachwycały praktycznością, podczas gdy… inne bywały niszczycielskie.
Tyle że dla mnie to wciąż brzmiało jak marny żart. W klasztorze mogłam udawać, ale nie tutaj – nie mając przed sobą kogoś zaznajomionego z tematem,  a tym bardziej nie po ucieczce przed Poszukiwaczami. W jakimś stopniu pocieszała mnie świadomość, że nie chodziło tylko o mnie i tak naprawdę nie byłam aż taka wyjątkowa, ale to niczego nie ułatwiało.
Nie, skoro jedynie dowodziło, że wszystko przed czym uciekałam przez cały ten czas, było prawdziwe. Bezpieczne mury, spokój i nieśpiesznie płynący czas wcale nie znaczyły, że świat na zewnątrz zatrzymał się albo całkiem przestał istnieć.
– Hej, co z tobą? Wszystko w porządku? – doszło mnie jakby z oddali.
Lettie kucała naprzeciwko mnie, energicznie machając mi dłonią przed twarzą. Musiałam chwycić ją za nadgarstek, żeby nie oberwać, kiedy zbytnio się zapędziłam. Prawie natychmiast wyrwała rękę – trochę zbyt gwałtownie, choć nie na tyle, bym nie wyczuła pod palcami dziwnego zgrubienia na jej skórze. Nie miałam okazji choćby go zauważyć, ale to, co poczułam, a tym bardziej sposób, w jaki dziewczyna przycisnęła rękę do piersi, dało mi do myślenia.
– Przepraszam – wymamrotałam, próbując uniknąć trwania w niezręcznej ciszy. – Ja po prostu…
– Masz.
Obie jak na zawołanie spojrzałyśmy ku drzwiom. Ryan bez pukania wszedł do sypialni, nie trudząc się proszeniem o przyzwolenie albo czekaniem na odpowiedni moment. Zanim zdążyłam jakkolwiek oswoić się z jego pojawieniem się, oberwałam w twarz, kiedy rzucił mi zawiniątko z materiału – coś, w czym ostatecznie przyszło mi rozpoznać złożone ubrania.
– Dzięki – rzuciłam z rozdrażnieniem. Dopiero co odbyta rozmowa skutecznie przytłumiła frustrację, którą poczułabym w normalnym wypadku.
– Jak zwykle jesteś do bólu miły – powiedziała w tym samym momencie Lettie. Jak gdyby nigdy nic poderwała się na równe nogi, znów zachowując się w pełni swobodnie i normalnie. Nawet nie spojrzała na Ryana, w zamian na powrót zwracając się do mnie. – O ile wszystko gra to chodź, pokażę ci łazienkę.
Bez słowa usłuchałam. Działałam trochę jak automat, gorączkowo próbując poukładać sobie wszystko to, co się działo – zwłaszcza rozmowę z Lettie. Coś w jej zachowaniu wciąż nie dawało mi spokoju, ale o tym próbowałam nie myśleć.
Kątem oka zauważyłam, że Ryan nieznacznie się skrzywił.
– Tylko się pośpieszcie. Mamy do pogadania – rzucił, kiedy wychodziłyśmy.
Lettie przystanęła w progu, jednak decydując się przenieść na niego wzrok.
– Śpieszy ci się gdzieś? – zapytała, choć bynajmniej nie brzmiała jak ktoś, kto oczekiwał odpowiedzi.
– A jak sądzisz? I tak czekaliśmy kilka godzin – zauważył przytomnie. Gniewnie zmrużył oczy, z jakiegoś powodu wciąż wpatrując się we mnie. – Nie wyszło mi. No i mamy do pogadania.
– Rozmowa nie ucieknie – ucięła stanowczo Lettie. – Chodź, Amy.
Wciąż czułam na sobie wzrok Ryana – dziwnie przenikliwy i jakby oskarżycielski, cokolwiek miałam przez to rozumieć. Wiedziałam jedynie, że czułam się przez to nieswojo i niemalże z ulgą przyjęłam to, że wystarczyła chwila, byśmy obie znalazły się na korytarzu. Zamknęłam za sobą drzwi, poniekąd po to, by w końcu odgrodzić się od Ryana. Nie miałam pewności, co o nim myśleć – i to zwłaszcza teraz, kiedy wiedziałam, jakie umiejętności posiadał.
Prawda była taka, że nawet w oszołomieniu rozumiałam wątpliwości Lettie. Uzdrawianie miało w sobie coś, czego po prostu nie byłam w stanie utożsamić ze złą osobą. Kojarzyło mi się z ciepłem i powołaniem, choć przecież dobrze wiedziałam, że medycyna nie działała w ten sposób. Zresztą gdyby Obdarzenie faktycznie jakkolwiek wiązało się z charakterem…
Więc co z tobą?, odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Kim w takim razie jesteś ty, skoro…?
Natychmiast kazałam mu się zamknąć.
– Łazienka jest na końcu korytarza. Bierz czegokolwiek potrzebujesz, bez krępacji – oznajmiła Lettie. Mówiła szybko i bez cienia frustracji, znów pogodna i – byłam gotowa to wręcz przysiąc – zadowolona z obecności kogoś, kto nie był Ryanem. – I wcale nie musisz się śpieszyć. Tutaj jest bezpiecznie.
„Tutaj”, to znaczy gdzie?
– Dzięki.
Miałam dziesiątki pytań, ale żadnego nie zdecydowałam się zadać. Poniekąd wcale nie chciałam poznać odpowiedzi, wciąż przytłoczona tym, co zdążyłam usłyszeć. Wystarczyło, że jakoś nie wątpiłam, że to wciąż był zaledwie początek – frustracja Ryana mówiła sama za siebie. Co prawda nie miałam pewności, czego oczekiwał i dlaczego w ogóle zabrał mnie ze sobą, ale to wydawało się kwestią czasu.
Odprowadziłam Lettie wzrokiem kiedy bez pośpiechu wycofała się w przeciwnym kierunku. Gdziekolwiek się znajdowałam – w domu czy mieszkaniu – przestrzeń nie wydawała się duża. Poza pokojem, w którym się obudziłam, w zasięgu mojego wzroku znajdowały się jeszcze dwie pary innych drzwi. Och, no i jeszcze jedne, prowadzące do łazienki – tuż za moimi plecami, na samym końcu wąskiego korytarza, dokładnie tam, gdzie pokazała mi Lettie.
Wślizgnęłam się środka dosłownie chwilę przed tym, jak Ryan zdecydował się opuścić sypialnię. Starannie zamknęłam za sobą drzwi, w pamięci wciąż mając jego przenikliwe spojrzenie – dziwne i absolutnie dla mnie niezrozumiałe. Z bijącym sercem oparłam się o drzwi, tuląc do siebie zwitek ubrań, które dostałam i bezmyślnie wodząc wzrokiem po wykafelkowanym na biało pomieszczeniu. Znów potrzebowałam chwili, by się uspokoić, choć przyszło mi to dużo łatwiej niż po tym, co usłyszałam od Lettie.
Prysznic. Co jak co, ale tego potrzebowałam na pewno. Żałowałam, że nigdzie nie było wanny, ale w niewielkiej, wręcz klaustrofobicznie malej łazience i tak nie byłoby na to miejsca. W obecnej sytuacji i tak musiało wystarczyć mi cokolwiek.
Ostrożnie odłożyłam rzeczy na umywalkę, by oswobodzić ręce. Upewniłam się, że zamknęłam za sobą drzwi, woląc nie sprawdzać czy i do łazienki Ryan wszedłby z taką swobodą, gdyby doszedł do wniosku, że zbytnio się ociągałam. Czułam się dziwnie zesztywniała, wręcz musząc zmuszać się do kolejnych gestów, kiedy w końcu zaczęłam się rozbierać. Mimowolnie poświęcałam temu przesadnie wiele uwagi, próbując zająć czymś myśli – zrobić cokolwiek, by zachować resztki cudem odzyskanego spokoju.
Zdążyłam jeszcze zauważyć, że w łazience nie było nawet najmniejszego okna, choć to nie wydało mi się aż tak dziwne. Mimo wszystko spróbowałam sobie przypomnieć, czy dostrzegłam jakiekolwiek w sypialni, ale nie byłam w stanie tego stwierdzić. Zresztą… W zasadzie dlaczego miałoby go nie być? Wciąż czułam się dziwnie klaustrofobicznie, ale próbowałam ignorować to uczucie, raz po raz powtarzając sobie, że wszystko było w porządku.
Ryan mnie uratował. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale nie miałam innego wyboru, jak tylko spróbować mu zaufać.
Rozluźniłam się, kiedy w końcu poczułam na ciele ciepły strumień wody. W pierwszym odruchu wzdrygnęłam się od różnicy temperatur, ale prawie natychmiast przywykłam na tyle, by zacząć czerpać z tego przyjemność. Wtedy też dotarło do mnie jak bardzo byłam przemarznięta. Nawet jeśli z daleka od lasu i panującego na zewnątrz chłodu zdążyłam się choć trochę rozgrzać, wciąż nie czułam się aż tak dobrze, jak mogłabym tego oczekiwać.
Chyba że chłód miał swoje źródło gdzieś indziej – a przy tym żadnego związku z temperaturą.
W milczeniu spuściłam głowę, pozwalając, by wilgotne włosy opadły mi na twarz, klejąc się do skóry. Przez dłuższą chwilę po prostu tkwiłam w bezruchu, pozwalając wodzie płynąć i mimo usilnych starań nie będąc w stanie uspokoić się w pełni. Chciałam tego czy nie, byłam przerażona. Nic dziwnego, ale…
Jesteś w obcym miejscu z obcymi ludźmi. Czego się spodziewałaś?
Och, gdyby to było takie proste! Może gdybym do tego wszystkiego wiedziała, co powiedzieć, łatwiej byłoby mi wyobrazić sobie, co będzie dalej, ale w tej sytuacji nie miałam na co liczyć. Tak naprawdę przerażała mnie sama myśl o wyjściu z łazienki i rozmowie z czekającą na mnie dwójką. W porównaniu do nich byłam jak dziecko we mgle – nieświadoma i oderwania od rzeczywistości. Coś, co dla wszystkich innych pozostawało rzeczywistością od przeszło roku, dla mnie jawiło się jak sen – koszmar, który z dnia na dzień stał się czymś w pełni prawdziwym. Czas spędzony na próbach dotarcia do klasztoru i późniejsze wzmianki, które czasami widywałam w gazetach albo słyszałam od ciotki czy innych mieszkanek świątyni, nawet w połowie nie oddawały tego, co działo się naprawdę.
Nie miałam pojęcia, w jaki sposób uświadomić to Lettie i Ryanowi. Nie miałam pewności czy w ogóle tego chciałam, zbytnio zaniepokojona zarówno tym, że mogliby mi nie uwierzyć, jak i możliwością wylądowania na bruku. W zasadzie to, że tutaj byłam, również o niczym nie świadczyło, ale…
Zamknęłam oczy, po czym wzniosłam twarz ku ciepłej wodzie.
Kolejny raz próbowałam chować się za cudzymi plecami, byleby nie musieć mierzyć się z problemem, ale nie potrafiłam inaczej.
Jeszcze nie.
Masz przejebane. Totalnie przejebane.
Tym razem nie miałam innego wyboru, jak tylko zgodzić się ze swoim zdrowym rozsądkiem.
To ja to tylko tu zostawię. W końcu.

4 komentarze:

  1. Okay, dotarłam do końca... Szybko poszło, zdecydowanie zbyt szybko.

    Postać Lottie... Hm, jeszcze nie wiem, co o niej myśleć. Coś mi mówi, że ją polubię, bo dogryza sobie z Ryanem niczym rodzeństwo, ale nie chcę jej tak od razu oceniać. U ciebie trzeba spodziewać się niespodziewanego, także wolę pozostawić sobie ten margines na ewentualne zdrady i znielubienia. Choć muszę przyznać że jej relacja z Ryanem jest urocza. Widać, że się dogadują, mimo iż otwarcie tego nie okazują.

    No i Amelia... Hmm. Co ona ukrywa? Ile wie? Kim jest? Pytania, pytania, pytania. Kiedy dostaniemy jakieś odpowiedzi? Nie obraziłabym się za jakieś wskazówki :p

    Czekam na ciąg dalszy, oj czekam!

    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka! Dopiero trafiłam na twój blog i nie wszystko jeszcze przeczytałam dlatego nie będę jeszcze się dłużej wypowiadać. Ale jednym słowem na razie mogę powiedzieć: FENOMENALNE! Jak nadrobię wszystko postaram się szerzej wypowiedzieć :D
    Przy okazji zapraszam do siebie na nowego bloga https://przeznaczenisobiee.blogspot.com. Liczę, że wpadniesz, wyrazisz swoją opinię i będziesz śledzić przekorny los Dagmary.
    Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, przed chwilą tutaj trafiłam i przeczytałam wszystkie rozdziały hurtem. Dawno w żadne opowiadanie się tak nie wciągnełam.
    Może zacznę od tego, że atmosfera i emocje. To po prostu było czuć. Może i to głupio zabrzmi, ale czułam się jakbym tam była.
    Muszę też powiedzieć, że zakochałam się w Twoim stylu pisania, więc chyba zawędruję też na Twoje inne opowiadania :)
    Wszyscy bohaterowie prezentują się przeciekawie (już kocham Ryana, chociaż nie można mu odmówić, że gburem to trochę jest :D).
    Bardzo lubię Amelię. Jej decyzje i reakcje wydawały mi się uzasadnione, a to wcale nie takie powszechne u głównych bohaterów w trudnych sytuacjach.
    Bereniki za dużo w opowiadaniu nie było, ale i tak jak na razie to chyba moja ulubiona postać. Jakoś tak od razu wzbudziła moje zaufanie, no i widać, że bardzo kochała Amelię.
    O świecie przedstawionym z każdym rozdziałem jest coraz więcej i zapowiada się obiecująco :)
    To ja sobie grzecznie poczekam na kolejny rozdział... nie to, że szantażuję, o nie, nie... ale jak się zaraz nie dowiem co jest dalej to chyba naślę na kogoś panów łowców, tak tylko mówię i ostrzegam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, dziękuję! Tyle miłych słów. <3 To naprawdę wiele dla mnie znaczy, zwłaszcza w odniesieniu do tego opowiadania. Dead Silence tematycznie odbiega od tego, co przywykłam pisać, więc wciąż czuję się trochę jak dziecko we mgle. ^^
      Bardzo się cieszę, że polubiłaś Amelię. Zawsze się staram, żeby reakcję postaci miały jak najwięcej sensu, ale wiadomo – z tym może być różnie. No i Berenika… Też ją lubię, nawet tego krótkiego występu. :) A Ryan… No jest Ryanem, no.
      Chwilowo praca i upały robią swoje, więc coś nie mogę zawędrować z rozdziałem tutaj, ale postaram się jak najszybciej coś wrzucić. Zwłaszcza że szykuje mi się kilka dni wolnego od soboty, więc przy odrobinie szczęścia jakoś to pójdzie. Wolałabym nagle nie zastać Poszukiwaczy w mieszkaniu. :D
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń